Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin

 
Strona startowa
Wycieczki bliskie
=> Gmina Mogilno i Dąbrowa Mog.
=> Berlin 2010
=> Gołańcz 2007
=> Inowrocław 2009
=> Nowy Jasiniec 2001
=> Pakość 2009
=> Piechcin
=> Skorzęcin 2006
=> Stolicami Powiatu...
=> Szczepankowo
=> Toruń 2007
=> Toruń 2009 (czerwiec)
=> Toruń 2009 (lipiec)
=> Wągrowiec
=> Wioska Bagdad
=> Zamki Pomorza
=> Rumia 2011
=> Czerwcowa wycieczka
Kontakt
Księga gości
Licznik
Wakacyjne ankiety
 

Skorzęcin 2006

Skorzęcin

    Pomysł rowerowej eskapady do Skorzęcina narodził się w głowie Henia i kiełkował od początków maja 2006 roku. Początkowo mieliśmy jechać większą grupą lecz wskutek złej logistyki w trasę pojechałem tylko ja ( Seb ) i Henio.    Wyruszyliśmy 31 lipca 2006 roku i mieliśmy do pokonania 60 kilometrów. Niby mało, lecz od pewnego czasu pobolewała mnie przepuchlina, w dodatku jechałem na rowerze brata a ten wyjątkowo mi nie leżał ( plastikowe rączki na kierownicy i duża rama ). W związku z tym, że Henio mieszka w Inowrocławiu a ja w Pakości, nasze spotkanie wyznaczyliśmy na godzinę 10.00 we wiosce Balice w pobliżu Janikowa. Obydwaj dotarliśmy tam z lekkim opóźnieniem.    Dalej ruszyliśmy długą prostą w kierunku Strzelna. Był upalny dzień, więc żar lał się z nieba. Jak wspominałem jechało mi się ciężko, nogi miałem jak z ołowiu, w dodatku mój bagaż był lekko niestabilny i chwiał się na bagażniku. Co jakąś chwilę poprawiałem go prawą ręką. Te wyczyny powodowały, że jechałem wężykiem. Przy jednej z takich „poprawek” zboczyłem za bardzo w lewo i omal bym nie wpadł na wyprzedzającego mnie Mercedesa. Kierowca jednak zachował refleks, przeciągle otrąbił mnie i odjechał.    Godzinną przerwę zrobiliśmy sobie na rynku w Strzelnie. Henio odwiedził sklep rowerowy w celu zakupu haczyków rowerowych, a ja poszedłem kupić sobie dużą colę, aby opaść z wrażeń drogowych.

    Droga za Strzelnem była mniej ruchliwa, więc mogliśmy nie jechać gęsiego i rzucić się w wir tzw „męskich rozmów”. Kilka kilometrów za miastem zrobiliśmy sobie parominutowy postój w miejscu w którym hitlerowcy rozstrzelali czasie wojny kilkunastu Strzelnian. Dziś stoi tu kamienny obelisk z nazwiskami pomordowanych.

   

Fot. 1 Miejsce straceń za Strzelnem.

     Kolejny dłuższy postój odbył się w Ostrowie. Jest to malownicza ale i biedna wioska niedaleko Przyjezierza. Nasz sprzęt rozłożyliśmy nad tamtejszym jeziorem. Henio wyciągnął butlę z gazem w celu sporządzenia kawy i bułki. Kiedy zaczęliśmy jeść rozpadało się na dobre, plusem było to, że na plaży znajdował się duży namiot pozostawiony tu po jakiejś imprezie.    Po około godzinie deszcz przestał padać więc ruszyliśmy dalej, nie zajechaliśmy jednak daleko, bo w centrum wsi zaliczyliśmy „po piwku”. Dalsza droga wiodła do Orchowa, sporej wsi położonej z dala od „zewsząd”. Tam wiedzieliśmy, że cel naszej wędrówki jest już niedaleko około 16- 20 kilometrów. Bardzo się jednak pomyliliśmy. O ile odległość mogła być taka jaką napisałem, to w Skubarczewie droga się urywała i zamieniała w gruntową. Ta była strasznie sypka i nasze koła zapadały się w piasku. Pokonanie ostatnich 9 km zajęło nam  ponad godzinę!     Około godziny 19.00 dojechaliśmy do ośrodka w Skorzęcinie. Bez trudu udało się znaleźć pole namiotowe. W recepcji polecono nam rozbicie się w sektorze rodzinnym, uchodzącym jako bardziej spokojny i bezpieczny ( co potem okazało się prawdą ). Za noc płaciliśmy 12 złotych co było sporą sumą z racji opłakanego stanu prysznicy i ubikacji ( kibelki tylko na narciarza! ). Plusem był fakt, iż w pobliżu każdego miejsca kempingowego były stoliki z gniazdkami do prądu. Można było skorzystać ze znajdujących się na polu innych nowocześniejszych toalet z prysznicami ale to było już płatne.    Po rozbiciu namiotu i zjedzeniu zupek chińskich ruszyliśmy z Heniem na podbój ośrodka. Główną osią tej letniej metropolii jest aleja główna. Wzdłuż niej ustawione są liczne sklepy, bary i stoiska. Można tu kupić praktycznie wszystko, trzeba mieć tylko bardzo wypchany portfel.

    Aleja Główna krzyżuje się z Plażową prowadzącą do jeziora. Tam też poszliśmy aby je zobaczyć. Wrażenia super, zresztą sami zobaczcie na zdjęciu.

  

Fot. 2 Jezioro Niedzięgiel w Skorzęcinie.

     Opisane aleje opatulone są także mniejszymi których nazw nie zapamiętałem, znajdują się tam liczne trójkątne ( 8 osobowe ) domki typu Brda. Wedle zdobytych przez nas informacji wynajęcie takiego na dobę kosztuje aż 200 zł!       Ośrodek leży nad dwoma jeziorami; większym- Niedzięgiel i mniejszym- Białym. Nad to drugie też się wybraliśmy, są tu ławki na których można sobie posiedzieć, kapliczka dla wiernych oraz dość spory hotel, którego nazwy nie pamiętam. Po zwiedzeniu tego wszystkiego udaliśmy się spać.

    Noc z 31 lipca na 1 sierpnia 2006 roku uraczyła nas obfitym deszczem, na szczęście około 9.00 już nie padało. Dzień rozpocząłem od porannej toalety a potem od zakupu artykułów spożywczych na śniadanie. Warto dodać, że sklepy od naszego namiotu nie były zbytnio oddalone, ok. 100 metrów tak więc po jedzenie zbytnio się nie nachodziliśmy.

    

Fot. 3 Nasz namiot na polu biwakowym.

     Po zjedzeniu śniadania udaliśmy się na plażę, aby pokąpać się w j. Niedzięgiel. Brzeg jeziora jest bardzo zadbany, obszar do pływania zaznaczony jest czerwonymi linkami, na plaży pracuje ratownik, który czuwa nad bezpieczeństwem pływaków. Można tu także wypożyczyć sprzęt do pływania czyli rowery wodne, łódki, kajaki itp. Wzorem Sopotu, także i w ośrodku w Skorzęcinie znajduje się na plaży molo. Monument ten jest ładnie wykonany. Posiada on na swym obszarze, wiele stylowych lamp i ławeczek a na cyplu znajduje się biało niebieski parasol. Po powrocie na pole zwróciłem uwagę, że obok nas rozbiły się 2 parki dwudziesto- kilkolatków. Obserwując ich zadziwiło mnie, to jak się zachowują. Psycholog zobaczyłby tu nie młodych a dojrzałych ludzi.   

Fot. 4 Widok z alei plażowej na molo.

     Niedaleko Skorzęcina znajduje się Powidz. Po kąpieli postanowiliśmy się tam udać rowerami. Z ośrodka jechaliśmy na Witkowo, mijając po drodze bardzo stary wiatrak. Zrobiliśmy sobie przy nim krótką przerwę. Prawdopodobnie 150 letnia budowla jest dziś mocno przeżarta przez korniki i trzyma się tylko dzięki słupowi głównemu, biegnącemu przez środek wiatraka. Reszta desek, stanowiących niegdyś ściany boczne, nie ma kontaktu z podłożem.  

Fot. 5 Wiatrak za Skorzęcinem.

     Po godzinie jazdy, dojechaliśmy do Witkowa. Wiem, że miasto ma 2 rynki, na jednym ( na wzniesieniu ) z nich byliśmy. Architektura i plac jest łudząco podobna do mojego rodzinnego miasteczka. Nie skupiłem się jednak na zwiedzaniu tutejszych atrakcji. Z Heniem zjechaliśmy do marketu i tam zrobiliśmy małe zakupy. Na posiłek zatrzymaliśmy się na tutejszym placu zabaw dla dzieci, gdzie było zadziwiająco spokojnie i cicho.   

Fot. 6 Na rynku we Witkowie.

     Dalsza nasza wagabunda wiodła drogą Witkowo- Powidz. Odległość między tymi osiedlami wynosi raptem 9 km, jednak nie jechało się łatwo. Dzień był wyjątkowo duszny a trasa miała kilka wzniesień.     Cel naszej eskapady ( Powidz ) jest całkiem sporą wioską na pojezierzu Gnieźnieńskim. Kiedyś ośrodek ten posiadał prawa miejskie ( od 1243 r. ) lecz niekorzystny przebieg granicy między zaborem pruskim a rosyjskim spowodował powolny upadek miasta. Do dziś został zachowany tu dawny układ urbanistyczny z rynkiem i rzędami małych piętrowych kamieniczek. Wioska ta leży nad jeziorem Powidzkim, gdzie na plaży znajduje się mały ośrodek wypoczynkowy. Można tu rozbić namiot, wypożyczyć sprzęt wodny, kupić sobie coś do jedzenia itp.

    Kiedy Henio zobaczył opisywany zbiornik wodny na jego twarzy malowało się rozczarowanie. Nie tak wyobrażał sobie miejsce wypoczynku setek Pakościan w czasach PRL-u. Nawet zadzwonił do swojego przyjaciela z lat młodości Chmielka aby spytać się czy trafił dobrze. I nie trafił! Chodziło o Przybrodzin.

  

Fot. 7 Rozczarowany Henio S. nad brzegiem j. Powidzkiego.

      Mnie się jednak podobało. Wprawdzie dużo wody w jeziorze wyschło jednak jest tu czysto. Na tafli pływało wiele żaglówek a nieco obok plaży jest góra na której w średniowieczu stało grodzisko. Kiedy mój kolega badał teren ja próbowałem „zoomowe możliwości” mojego aparatu. Chyba są niezłe! Spójrzcie na zdjęcie poniżejJ.

   

Fot. 8 „Dziewczyna na zbliżeniu”.

     Wracając wpadliśmy jeszcze na Powidzki ryneczek. Na placu tym znajdują się sympatyczne drewniane figurki świętych. Mnie najbardziej do gustu przypadł  św. Franciszek.

  

Fot. 9 „Powidzki” św. Franciszek.

     Do Skorzęcina wracaliśmy drogą krótszą lecz bardziej wyboistą z przewagą piachu nad asfaltem. W trasie minęliśmy kolejny stary wiatrak, stację powidzkiej wąskotorówki dla turystów oraz jednostkę wojskową. We wsi Charbin znajdują się dziwaczne działki. Tutaj wypoczynek i ucieczkę od pracy znaleźli kolejarze. Ale, że ta grupa zawodowa kocha bardzo swój zawód nie jest to ucieczka od pracy całkowitaJ.

   

Fot. 10 Wagon na działce kolejarza.

     Kiedy dojechaliśmy już do ośrodka w Skorzęcinie Henio S. wyciągnął mnie na obiad w stołówce. Obaj zamówiliśmy spaghetti, które było tanie i dobre lecz było go troszkę mało na talerzu. Potem trochę się pokręciliśmy po alejach i poszliśmy spać.     Ostatniego dnia naszego pobytu wybraliśmy się do wioski Ostrowite Prymasowskie. Nie był to wyjazd w celu zwiedzania a typowa objazdówka po tamtejszym regionie. Pogoda dopisywała, więc w pełni mogliśmy delektować się pięknem ziemi gnieźnieńskiej. Przejeżdżaliśmy przez Skorzęcin- wieś ( mijając stylową leśniczówkę ) oraz przez Sokołowo ( zatrzymując się tam przed sklepikiem spożywczym ).   

Fot. 11 Leśniczówka za Skorzęcinem wsią.

    

Fot. 12 „Czy aby jedziemy dobrze”.

    

    Po bliżej nieokreślonym czasie dojechaliśmy do Ostrowitego, we wiosce niewiele co jest, tylko kościół, jeden sklepik spożywczo- przemysłowy i parę gospodarstw rolnych. Zjazd do tutejszego jeziora jest nieco „utajony” więc nie dojechaliśmy na nie. Pokręciliśmy się za to obok kościoła i plebanii. Niestety Dom Boży był zamknięty. Dalsza droga wiodła wzdłuż pól kukurydzy, wąską aswaltówką, która zamieniła się potem w gruntówkę. Trasa była urozmaicona w kilka wzniesień oraz liczne…znaki.

  

Fot. 13 Podróżnik wśród pól kukurydzy.

 

   

Fot. 14 Jaki tu kierunek obrać? 

     Końcówkę naszej eskapady jechaliśmy przez las, jak wspominałem wieczorami padało, więc droga była bardziej ubita, co ułatwiało jazdę. Wbrew poniższemu zdjęciu nie zgubiliśmy się, problemem była tylko nazwa ( Skorzęcin Piłka ). Jakby ktoś pytał to nie byliśmy tam.   

Fot. 15. Leśny etap naszej wycieczki.

     Wyjechaliśmy niedaleko naszego pola koło bramy głównej. O tym miejscu jeszcze nie wspominałem. Są to 2 duże domy a na drodze postawiony szlaban. Osoby obce muszą płacić za wejście, opłaty po prawej pobierają pracujący tu studenci zaś z lewej siedzibę swą ma policja pilnująca porządku na ośrodku.

    Wieczorem pochodziliśmy trochę po molo. Kręciło się tam mnóstwo ludzi. Kupiliśmy sobie po butelce piwa, aby wtopić się w tłum. Zrobiłem kilka nocnych zdjęć z których jedno publikuję.

  

Fot. 16 Nocny koloryt Skorzęcina.

     W związku z tym, że było zimno i nazajutrz musieliśmy wstać koło 8. 00, z molo zwinęliśmy się na kemping. W drodze na plac zauważyłem jak ludziska bawią się na karuzelach ( były tam elektryczne samochodziki, młot dośrodkowy itp. rzeczy.    Nastał czwartek 3 sierpnia 2006 roku, czyli dzień naszego wyjazdu ze Skorzęcina. Zgodnie z planem wstaliśmy ok. godziny 8. 00. Po umyciu i najedzeniu się przystąpiliśmy do zwijania namiotu. Tak doświadczonym turystom jak my poszło to sprawnie.

    Etap pierwszy czyli przejazd przez las nie był tak męczący jak w poniedziałek ze względu na nocne deszcze, które nieco utwardziły nawierzchnię. Dalszą drogę ( od Skubarczewa ) jechaliśmy już asfaltem. Pogoda dopisywała, było ciepło i czasem zza chmur wyglądało słonko. Parę kilometrów przed Orchowem naszym oczom ukazała nam się pewna anomalia, znak mojego rodzinnego miasteczka. Było to o tyle dziwne, że po drodze było kilka innych ważnych ośrodków miejskich.

  

Fot. 17 Kurs na Pakość.

     Po drodze zrobiliśmy sobie 2 postoje obok sklepików spożywczych. Jeden zdrowotny ( na jogurt ) drugi „dopingujący” ( na piwo )- nic nie mówcie o tym policji! Najważniejsze miasto na naszej drodze- Strzelno było jak zwykle zapchane przez tabuny pędzących ciężarówek, toteż przejazd przez nie, był uciążliwy. Około 7 km za miastem, zrobiliśmy sobie we wiosce Rzadkwin ostatni postój. W ruch poszła kawa i reszta bułek. Miejsce naszego odpoczynku było nader spokojne z racji, iż był to trawiasty plac przykościelny. 20 metrów dalej stał neogotycki kościół ( niestety zamknięty ) oraz plebania. Po posiłku udaliśmy się w dalszą drogę. Razem dojechaliśmy do wyżej wymienionych Balic. Miejsce to było kresem naszej wspólnej podróży. Henio S. pojechał do Inowrocławia a ja do Pakości.    Podsumowując muszę stwierdzić, że wycieczka się udała. Zwiedziłem nowe miejsca w których jeszcze nie byłem. Pogoda dopisywała, a deszcz padał tylko nocami. Pod koniec eskapady spojrzałem na licznik rowera, wskazywał dokładnie 180 km. W cztery dni straciłem 140 złotych.  

 

Autor Seb05.09.2006 r.       


Dziś moją stronę odwiedziło: 4 odwiedzający
 
Kujawsko-Pomorskie
 
free counters
Free counters Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja