Beskid Żywiecki 1997.
Uczestnicy:
Mircze
Seb-ik
Tomek

Celem naszej podróży była Węgierska Górka, z której zrobiliśmy sobie bazę wypadową na okoliczne szlaki. Nasz wypad tego lata był wyjątkowo krótki z uwagi na urlop Tomka, który jako jedyna osoba z naszej małej paczki, pracował i miał tylko tyle wolnego. Ulokowaliśmy się na polu namiotowym niedaleko pensjonatu kolejowego a w pobliżu stacji kolejowej, biwakowaliśmy jako jedyni na poluJ. Pierwszego dnia naszego pobytu obeszliśmy miasto i okoliczne wzgórza na których znajdowały się bunkry pamiętające kampanię wrześniową 1939 roku.
Kolejnego dnia zrobiliśmy dość sporą rundkę po jednym ze szlaków, niestety nie pamiętam wielu nazw i miejsc ze względu na to, iż tego lata nie prowadziłem notatek i przez kolejne 13 lat uszło mi to z głowy.

Pogoda która nam towarzyszyła podczas tego „spędu” nie zawsze była ładna. Czasem padało! Jednakże należy wspomnieć, iż było to najładniejsze 9 dni tego lata. Powyższe zdjęcie ma swoją małą historię, Mircze dostała tu stanowczy zakaz zrobienia zdjęcia- i tak zrobiła! Wyszło ładnie, pomimo naszych małych jak na te czasy umiejętności fotograficznych.
Tego samego dnia, byliśmy przy jednej z grot Beskidu Żywieckiego, mimo że do środka jej prowadziła powykrzywiana drabinka zdecydowałem się zejść w głąb czeluści. Wewnątrz spotkałem 2 grotołazów, którzy przeciskali się z jakiejś innej groty w moim kierunku. Mircze i Tomek nie zdecydowali się wejść w głębiny!
Dużo chodziliśmy po lasach ( wynikało to z przebiegu szlaków turystycznych ). Wtedy o tym nie wiedziałem ale takie przechadzki ładują człowieka pozytywną energią. W trasie bywaliśmy od 8 do 12 godzin. Tak więc na pole namiotowe przychodziliśmy strasznie zmęczeni. Pomagaliśmy sobie kijami, krok wtedy zyskuje na rytmice.
Moim ulubionym elementem „bycia na szlaku” był odpoczynek w schroniskach. Można tu posilić się, kupić sobie coś do jedzenia lub picia albo jakąś pamiątkę oraz przystawić stempelek do notesika! Trampowie wiedzą o czym piszę.
Jednym z najwyższych szczytów Beskidu Żywieckiego jest Romanka 1333 m. Zdobyliśmy ją bez większego wysiłku. Na wierzchołku są karłowate drzewa przewiane przez wichry, rozległej panoramy z tej góry nie da się ujrzeć.
Kolejne zdjęcie ze szlaku, jak widać pogoda dopisywała!
Wśród drzew znajdowały się olbrzymie głazy, co uatrakcyjniało oglądane tereny.
Tego dnia z którego pochodzi powyższe zdjęcie na szlaku byliśmy aż 12 godzin. Wyszliśmy o 7.00 a wróciliśmy o 19.00 i było już prawie ciemno. Widoczne na zdjęcie działo to dowód na to, iż Węgierska Górka we wrześniu 1939 roku zażarcie broniła się przed wrogiem.
Jeden z mieszkańców tej wioski ciekawie zagospodarował sobie teren wokół swojego domostwa. Na ścianie zawiesił tabliczkę z napisem ul. Marszałkowska. Przy drodze postawił znak, przystanek „na poŻĄDANIE” i drogowskaz z kierunkami i odległościami do miast świata.
I jeszcze jedna fotka ze szlaku…
Nie omieszkaliśmy także wypić Żywca w Żywcu nad jeziorem Żywieckim ( bardzo wtedy zanieczyszczonym). W mieście tym jest także zamek, w którym była wystawa eksponatów, które dawniej służyły do zadawania tortur.

Ostatniego dnia naszego pobytu zrobiliśmy sobie ognisko. Następnego dnia z rana ostro padało więc zwijaliśmy namiot od wewnątrz. Mokry tropik wpakowaliśmy do reklamówki, która potem przeciekała.
W drodze powrotnej był czas na gazety sportowe i paluszki…
Autor Seb-ik 05 IV 2008 r.