
Słowacja 2008
Uczestnicy:
Andrzej
Sebik
Koszt wycieczki: 750 zł osoba
Czas trwania: 10 dni
-Na Słowację powróciłem po 8 latach nieobecności w tym kraju. Zawsze uważałem, że jest tu fajnie, lecz co roku nie można jeździć w to samo miejsce bo zawęża się wtedy poznawanie świata.

-Na eskapadkę zabrałem mojego tatę aby poznał te rejony, gdyż nigdy nie był na Słowacji. Zatrzymaliśmy się na polu namiotowym ATC Turiec, miejscu w którym wcześniej byłem już 2 razy.

-Drugiego dnia pobytu ruszyliśmy do miejscowości Štrečno, malowniczej wsi położonej nad rzeką Wag. Znajdują się tu 2 zamki „wiszące” na skałach.

-Z pierwszego z nich roztaczał się piękny widok na okolicę. Wstęp na zamek kosztuje obecnie 60 SKK i zwiedza się z przewodnikiem. Nas oprowadzała przemiła pani KatarinaJ.

-Drugi z nich to Stary Hrad po przeciwnej stronie rzeki. Całość porastają mchy i drzewa. Trudno się tu dostać ale z góry widoki są piękne!!!

-Kolejnego dnia wyruszyliśmy do Kralovan w celu zobaczenia jaskiń. Po dość długim błądzeniu trafiliśmy do celu. Nie wiedzieliśmy jednak, że przeznaczone są one do eksploracji dla grotołazów i wspinaczy.

-Udało nam się wejść na sam szczyt i spenetrować nieco pieczarę. Ze zejściem było jeszcze gorzej!!!

-Po powrocie do Vrutek byliśmy świadkami wesela. Para młoda była wieziona bryczką.

-Dwa dni pod rząd z rana lądował „na dachu” naszego namiotu wróbel, który dziobał tropik.

-Ten dzień zapadł w mojej pamięci jako jedyny deszczowy podczas pobytu na Słowacji. Wykorzystałem go na wyjazd do Żyliny, miasta oddalonego od Vrutek o 24 km. Spora część turystów nie dostrzega piękna tego miasta, a jest co oglądać. Miasto ma 2 rynki i wielkie kościoły. Część naszego pobytu spędziliśmy w Tesco ze względu na obfite opady deszczu tam też zatrzymaliśmy się na tani obiad.

-W miastach na całej Słowacji można spotkać pomniki upamiętniające żołnierzy Armii Sowieckiej i wyzwolenie Słowacji w 1945 roku. Tu na zdjęciu pomnik z Żyliny.

-Kolejnego dnia pojechaliśmy do pobliskiego Martina. Miasto to miało zostać nawet stolicą kraju ze względu na swe centralne położenie. Jednakże zdecydowano się w ostateczności na Bratysławę. Z tego też miasta wywodzi się legenda Janosika, który według wielu badaczy był Słowakiem.

-Na rynku w Martinie spotkaliśmy panią Doktor wykładającą na Martińskim uniwersytecie, poleciła nam zamek znajdujący się na przedmieściach miasta. Dojechaliśmy tam autobusem. Na szczycie góry sterczą majestatycznie resztki Skalbinskiego hradu. Blisko ruin znajduje się mini muzeum i schronisko. Warto było a pogoda dopisywała.

-Do miejscowości Skalbina nie schodziliśmy szlakiem lecz wzdłuż pól. W centrum wsi znajduje się bar, sklep i poczta a strumyk przedziela osadę na 2 części. Na zdjęciu kaczuszka, która pozowała mi do zdjęcia.

-Kolej na Słowacji to coś fascynującego, to najlepszy środek lokomocji w tym kraju i praktycznie w każde miejsce można dotrzeć. Bilety są dość tanie a dworce zadbane. Nasza PKP ma co zazdrościć!

-Tego jednak dnia pomyliliśmy jednak pociągi i zamiast jechać do Šturowa ( kierunek Kralovany ) pojechaliśmy na Bańską Bystrzycę. Konduktorka, która sprawdzała bilety nie skapnęła się więc doszedłem do wniosku, iż wysiądziemy w Hramaneckiej Jaskini. Tu jednak miejsce naszego zainteresowania było zamknięte niestety!

-Pojechaliśmy więc dalej do Bańskiej Bystrzycy. Miasta o średniowiecznych korzeniach. Gród posiada piękny rynek podobny do naszego Zamościa.

-Kolejny dzień był słoneczny i upalny więc zaplanowałem go na zdobycie góry zwanej Minčol. Na szczyt miało się iść 3 godziny i 30 minut. Po drodze nieco zabłądziliśmy ale nie straciliśmy zbyt wiele. Po drodze pasły się zwierzaki.

-Szczyt udało się osiągnąć koło godziny 14.30 ( wyszliśmy o 10.30 ). Po drodze Andrzej często się zatrzymywał aby skosztować górskich jagód.

-Na grzbiecie Minčola znajduje się moździerz i działo artyleryjskie, jest to pamiątka po wojskach francuskich stacjonujących tu prawdopodobnie podczas działań I wojny światowej. Co tak daleko robili od swojego kraju? Nie doszedłem...

-Kolejnego dnia udaliśmy się dość daleko od miejsca naszego kwaterunku do miejscowości Oravskie Podhradie ( tylko 10 km od Polskiej granicy ). Celem naszego wypadu był zamek znajdujący się na szczycie urwistego zbocza. W gwoli ciekawostki napiszę, że nigdy nie został zdobyty. Wstęp na warunki słowackie nie jest tani i kosztuje 140 SKK ( ok. 15 zł ). Jednak zwiedzić zamczysko jest warto bo znajduje się tu wiele ekspozycji.

-W pobliżu Kralovan można podziwiać Šutovski vodopad. Woda spływa z naprawdę wysokiego pułapuJ. Dzieci które przybyły z wycieczką miały tu naprawdę frajdę i odjeżdżały z tego miejsca całe mokre!!! Ciekawe co na to ich opiekunowie? Nie potępiam tego, wakacje rządzą się swymi prawami.

-W naszej miejscowości zakwaterowania Vrutkach znajduje się kameralny basen. Latem jest on udostępniany dla wszystkich chętnych którzy chcą się trochę „popławić”. Tego dnia spotkała się reprezentacja dziewcząt ze Słowacji z juniorami niższej kategorii z Satu Mare w Rumunii. Mimo, że dziewczyny grają zasadniczo na wyższym poziomie męczyły się z chłopakami do ostatnich minut...

-Trener dziewczyn był bardzo zły i pokrzykiwał na nie. Na zdjęciu załamana bramkarka idzie do szatni mając w głowie słowa trenera.

-Tego samego dnia pojechaliśmy do Żyliny gdyż tam odbywał się od rana „Średniowieczny dzień”.

-Najbardziej widowiskowy był pokaz artyleryjski, tak mocno walili z dział, że aż w bębenkach huczało.
Koniec 01.10.2008 r.