Uczestnik:
Seb-ik
Tego upalnego lata, po skończeniu kolejnego kursu uzupełniającego moje wykształcenie zapragnąłem wypocząć. Niestety zasobność mojego portfela na ten cel nie była wtedy duża, więc po tygodniu intensywnych ćwiczeń na rowerze zdecydowałem się na heroiczny wyczyn. Zapakowałem 2 sakwy i namiot na bagażnik mojego „Corrado Rampicino” i ruszyłem przed siebie na południe. Nie miałem przed sobą jakiegoś realnego celu a pierwsze dwa etapy podróży wyznaczyłem sobie na postój i nocleg u rodzinki w pobliżu Środy Wielkopolskiej i Leszna. Dalej jechałem już w nieznane pedałując dziennie po 100 do 130 km!!! Chciałem dotrzeć nad Dunaj do Budapesztu ale mój organizm zweryfikował to!!! Pogoda sprzyjała a dni były upalne. Z każdego ciekawszego miejsca wysyłałem znajomym widokówki aby pochwalić się, iż taki trmampng to frajda
. Poniżej zamieszczam galeryjkę z opisami więc oceńcie moją przygodę sami...

Pierwsze dwa dni podróży nie były tak trudne, mięśnie nóg były świeże zaś kręgosłup nie nadwyrężony. Jechało się dobrze a ponad 30 stopniowy upał nie utrudniał mi jazdy. Na zdjęciu jestem ja a w tle malownicze miasteczko Osieczna na Pojezierzu Wielkopolskim.

Im dalej byłem od domu tym zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Rower znosił to jeszcze gorzej a pewne elementy po przejechaniu 200-300 km zaczęły się odkształcać. Nocowałem na polach namiotowych na trasie mojego szlaku. Niektóre biwaki zrobiły na mnie naprawdę budujące wrażenie ze względu na swoją schludność. Na zdjęciu folwark Sowin niedaleko Rawicza.

Przy nazwach ciekawie brzmiących osad zatrzymywałem się i robilem sobie fotki. Za statyw służył mi rower.

Duże wrażenie na mnie zrobił Kluczbork, niestety nie miałem zbytnio dużo czasu aby zatrzymać się tu i pochodzić. Była już godzina 19.00 a ja miałem 40 km do pola namiotowego. Po ciemku dotarłem do Turawy gdzie znajduje się fajny ośrodek wypoczynkowy nad sztucznym jeziorem Turawskim.
Po 5 dniach jazdy dotarłem do Cieszyna. Na górce zjazdowej przed miastem strzelił mi bagażnik. Kręg szyjny bolał mnie tak mocno, że stwierdziłem, iż dalej nie jadę. Nie był to jednak koniec wakacji ponieważ na polu w Cieszynie rozłożyłem się na dłużej. Z tego miejsca robiłem sobie wypady rowerowe do Czech.

Po przeczytaniu notki w przewodniku Pascala postanowiłem dotrzeć do Pribora, miejscowości oddalonej o 25 km od granicy Polsko- Czeskiej. Miasteczko to jest znane, gdyż urodził się tu psychoanalityk Zygmunt Freud. Zwiedziłem jego pokój i poznałem jego zagmatwaną historię rodzinną. W drodze powrotnej zatrzymałem się we Frydku-Mistku. Lubię to miasto, gdyż ma specyficzny "klimat" jest to miasto Orawskiego zagłębia węglowego, które w całość połączyło się dopiero w 1943 roku.
Dziś życie koncentruje się w Mistku a Frydek to zaciszna część miasta na wzgórzu. Tam też jest zamek. Miasto warto zwiedzić chociażby ze względu na 2 rynki miejskie ( we Frydku i Mistku ) ja zatrzymalem się w Mistku aby się posilić i ruszyć w dalszą drogę do Polskiego Cieszyna.

Następnego dnia wstałem rano i przez most na Olzie skierowałem się znów w kieunku północnych Czech. Tym razem chciałem dotrzeć aż do Novego Jicina licząc, że to jest rodzinny regon bajkowego Rumcajsa ( byłem w błędzie ). Pierwszy postój zrobiłem sobie we Frydku-Mistku, zahaczając godzinę na jakimś festynie a potem w Priborze. Tu zrobiłem sobie zdjęcie przy fonntannie. Mocno zmarnowany dojechałem do N. Jicina i tu dopiero doszedłem, iż "to nie jest ten Jicin". Nie przeżywałem tego zbytnio i pierwsze swe kroki skierowałem do Muzeum Kapeluszy- jedynego takiego w Europie. Po zwiedzeniu udałem się na dobre czeskie piwo a potem do marketu po pamiątki dla bliskich:-)

W drodze powrotnej na kemping dostrzegłem wieżę, na którą się wspiąłem w 2000 roku, tym razem tam nie dotarłem... We wiosce Ribi posiliłem się obok drewnianego kościółka, który jest jednym z sakralnych skarbów Północnych Czech. Na 80 km ( i dalej ) eskapadki poczułem, że nie mam siły, co rusz się zatrzymywałem aby podprowadzić rower pod górę. Na pole wróciłem w ciemnościach. Na drugi dzień spakowałem bagaż i pociągiem przez Bielsko Białą, Katowice, Łódź Kaliską i Toruń wróciłem do domu.
Ciekawostka:
Mili Łodzianie
Już od dawna uważam, że Łodzianie to jedni z najmilszych ludzi w Polsce. W tym przekonaniu utwierdza mnie styczność z mieszkańcami tego miasta i w obecnej pracy i wcześniej, podczas moich krótkich pobytów w tym mieście. W roku 2003 kiedy wracałem w nocy z Bielska Białej do Łodzi Fabrycznej - rower z pociągu pomógł wyciągnąć mi sympatyczny kolejarz z Łodzi. Silny był facet bo całość ważyła chyba z 50 kilo...
Moja rowerowa trasa do Czech:
Dzień 1: Inowrocław-Pakość-Mogilno-Trzemeszno-Gniezno-Czerniejewo-Nekla-Giecz-Śnieciska ( 110 km )
Dzień 2 : Śnieciska-Zaniemyśl-Śrem-Jerka-Czerwona Wieś-Osieczna ( 77 km )
Dzień 3 : Odpoczynek ( lecz niezupełnie- wokół jezior Osiecznieńskich zrobiłem 25 km )
Dzień 4 : Osieczna-Pawłowice-Poniec-Miejska Górka-Pakosław-Szkaradowo-Gogołowice-Milicz-Brzostowo-Twardogóra-Syców-Kobyla Góra ( 130 km )
Dzień 5 : Kobyla Góra-Parzynów-Kępno-Byczyna-Kluczbork-Bierdzany-Kadłub Turawski-Rzędzów ( 125 km )
Dzień 6 : Rzędów-Turawa-Zawada-Opole-Krapkowice-Kędzierzyn Koźle-Polska Cerkiew- Racibórz ( 104 km )
Dzień 7 : Racibórz-Pszów-Wodzisław Śląski-Jastrzębie Zdrój-Zebrzydowice Grn.-Cieszyn ( 61 km )
Dzień 8 : Cieszyn-Frydek Mistek-Pribor- Frydek Mistek- Cieszyn ( 89 km )
Dzień 9 : Cieszyn- Frydek Mistek-Pribor-Nowy Jicin- Frydek Mistek- Cieszyn
( 107 km )
Ps. Do Frydka Miskta , górę Cyryla i Metodego wracam co jakiś czas. Te odstępy są różne, lecz kraina mi się podoba na tyle, że jeśli siły bedą pozwalały to będę wracał zawsze.
Koniec 12.11.2008 r.